Po długim oczekiwaniu oraz wielokrotnym przekładaniu przez e-Zdrowie mojej pierwszej dawki, niedawno otrzymałam swój zastrzyk.
Krok pierwszy, życiowa decyzja. Od samego początku byłam sceptycznie nastawiona do całej koncepcji szczepionek opracowanych w tak szybkim tempie oraz sceptyczna co do ich działania oraz skutków ubocznych. Cały czas tak naprawdę nie znamy ich działania oraz tego jak wpływać będą na nasze ciało. Opcji jest wiele, mogą działać jak placebo, bądź zadziałać na uodpornienie organizmu przed innymi wirusami, chociażby na zwykłą grypę. Szczepionki mogą też nie wpłynąć na nasze zdrowie i życie w dłuższej perspektywie. Niestety ewentualnością, którą myśląc zdroworozsądkowo należy rozważyć jest także negatywny wpływ szczepionki na nasze ciało. Może to być symptom, który wystąpi za rok, za 2, za 10 lat, a może uwidoczni się w przyszłym pokoleniu…
Możliwym też jest, iż takie symptomy nie wystąpią nigdy. Ta ostatnia opcja byłaby najlepsza.
To o czym wspomniałam powyżej, to tylko nieliczne z powodów skłaniających ludzi myślących do decyzji o odłożeniu szczepienia. Zdrowym podejściem jest przecież poczekać i zobaczyć jak nowy produkt działa zanim go nabędziemy.
Są też liczne powody, dla których jednak warto rozważyć przyjęcie szczepionki przeciw Covid. Powrót do tzw. “normalności”, to chyba najczęściej słyszany powód wśród ludzi. Jednak, czy aby na pewno “normalność” jeszcze istnieje? Jest szansa na jej powrót?
Osobiście uważam, że tzw. “normalość”, “powrót do normalności” już nie nastąpi. Musimy nauczyć się żyć w nowych realiach. Na pewno wielu z nas już od dawna widziało nadchodzące zmiany. Nadchodzący “nowy ład”. Nie będę się jednak wdawać w szczegóły nowych zasad, może w osobnym artykule.
Krok drugi, komu w drogę temu… Po kilkukrotnym przekładaniu terminu przez e-Zdrowie, ostatecznie dostałam potwierdzenie daty szczepienia. Kolejnego dnia w poniedziałek po południu wyruszyłam w drogę po pierwszą dawkę szczepionki. Moje szczepienie było wyznaczone w tymczasowym punkcie, który mieścił się na sali gimnastycznej. Pomieszczenie zostało sprytnie podzielone oraz dokładnie oznaczone. Przy samym wejściu parking, dzięki czemu można bezpośrednio z samochodu wysiąść i udać się na szczepienie. Przy wejściu na salę rozłożono namiot wojskowy, w nim kilku młodych żołnierzy bez masek. Co do ich zachowania mam pewne uwagi, jednak wstrzymam się od komentarzy.
Wracając jednak do szczepienia…
Jak opisałam w jednym z moich artykułów Proces szczepienia w Polsce proces samego oczekiwania na pierwszą dawkę szczepionki MODERNA był długi.
Krok trzeci, za późno na ucieczkę. Po przekroczeniu progu sali gimnastycznej od razu udałam się do biurka, gdzie jak mi powiedziano pracuje lekarka. Wręczyłam jej ankietę, lekarka raz jeszcze dopytała o niektóre punkty ankiety, upewniła się czy mam jakieś pytania i na nie odpowiedziała. Od tego momentu nie ma już odwrotu. Szczerze mówiąc, jak na obecne warunki jeśli chodzi o służbę zdrowia i jej standardy, lekarka była sympatyczna i rozmowa z nią również. Zapytałam też, dlaczego moja pierwsza dawka była kilkukrotnie przekładana? Czy to wynik opóźnień w dostawach? Lekarka odparła, że “MODERNA jest wśród państwa popularna. Być może ze względu na mniejszą ilość efektów ubocznych tuż po szczepieniu”. Lekarka/lekarz bądź pielęgniarka wyda Ci karteczkę z potwierdzeniem szczepienia, nie zgub jej!
Ze względu na moją wcześniejsza reakcję alergiczną lekarka uprzedziła mnie, że po przyjęciu szczepionki powinnam odczekać ok 30 min na sali. W standardowym przypadku jest to 15 min.
Na marginesie, jeśli chodzi o czas oczekiwania po zastrzyku, standardy mogą być różne. Dla porównania członek mojej rodziny był szczepiony w innym punkcie (przychodnia) i pielęgniarka tam pracująca wychodziła na korytarz i wręcz krzyczała oburzona na pacjentów “Co wy tu robicie? Ile czekacie?”. Pacjenci odpowiadali “10 min, 12, 6min”, na co pielęgniarka “Do domu! Ile chcecie tu siedzieć?!”.
Jak widać standardy mocno się różnią. Wiele jak mniemam zależy od samego człowieka.
Krok czwarty, igła wcale nie jest taka duża. Następnie udałam się za parawan, gdzie czekały już dwie pielęgniarki. Jedna z nich przyjęła ankietę i odznaczała coś w systemie, druga szykowała dawkę szczepionki. Na stoliczku leżała otwarta już kilkudawkowa fiolka szczepionki, w nią wbita była igła ze strzykawką. Pielęgniarka podmieniła strzykawki, napełniła moją po czym zamocowała nową igłę. Ramię zostało przetarte wacikiem następnie poczułam ukłucie i już igła wbijała się w tkanki. Samo wstrzykiwanie szczepionki było nieodczuwalne. Na miejsce wkłucia pielęgniarka dokleiła plaster. I po wszystkim.
Krok piąty, formalności. Po całym procesie szczepienia udałam się do kolejnego biurka, gdzie dostałam wyznaczoną i wpisaną datę drugiej dawki. W tym samym czasie dostałam sms od e-Zdrowie z datą oraz godziną szczepienia (mogą one ulec zmianie).
Krok szósty, życie jest czekaniem. Na drugim końcu sali czekały krzesełka, na których siedzą osoby zaszczepione. Jeśli masz możliwość posiedź chwilę. Słyszałam kobietę, która siadła obok mnie mówiąc “15 min? Jak długo.”. Szczerze mówiąc wolałabym posiedzieć dłużej, ale mieć pewność, że nie upadnę na ulicy zaraz po wyjściu. Ale jak widać nie wszyscy trzeźwo myślą…
Krok siódmy, tak ręka boli. Po ok. 5 min czekania zaczęłam odczuwać mrowienie ręki oraz cierpnięcie. Jest to objaw raczej typowy dla szczepień, ale warto obserwować, czy nie dzieje się nic więcej (zwłaszcza jeśli np. leczysz się neurologicznie).
Krok ósmy, czas do domu. Po ok 30 min mojego czekania zdecydowałam, że już mogę wracać. Nie było nikogo, kto mnie obserwował, liczył czas, albo decydował o tym, czy mogę opuścić punkt szczepień czy nie. Była to indywidualna decyzja każdego zaszczepionego.
Krok dziewiąty, to będzie ciężki dzień/noc. Gdy wrócisz do domu zapewne będziesz odczuwać szczepienie. Wiem, że niektórzy będą musieli pójść do pracy. Będzie ciężko i przykro mi, że tak to działa.
W moim przypadku był to intensywny ból ramienia. Nie byłam w stanie ruszyć ręką, wyprostować jej, nie wspominając o jakimkolwiek przeciążaniu. Od łokcia do dłoni czułam jakby ręka była spuchnięta i cierpła, czucie było znacznie słabsze. Pod wieczór zaczęłam także odczuwać senność oraz lekkie problemy z widzeniem.
Pierwsza noc była bardzo ciężka, lekka gorączka i mocny ból ręki nie dający spać. Kolejny dzień nie był lekk. Z każdym kolejnym dniem ból ramienia ustawał, jednak problemy z widzeniem, zawroty głowy oraz uczucie gorąca pozostały. Zobaczymy jak będzie dalej.
Kończąc dodam, że decyzja jest Twoja. Moja była ciężka w podjęciu, gdyż miałam liczne powody przemawiające za i przeciw. Ostatecznie zdecydowałam się zaryzykować i podjąć próbę szczepienia. Cały czas zastanawiam się, czy była to właściwa decyzja, ale to wyjaśni się w przyszłości. Powodzenia!
Napisała Sylwia S.